Skoro dziś dzień języka francuskiego, to pokażę Wam pierwszą książkę, którą przeczytałam w oryginale (i w dodatku zdałam egzamin o nią oparty, również po francusku) – „Symfonię pastoralną” Andre Guida.
Sama fabuła nie jest skomplikowana – pastor z wieloletnim doświadczeniem dowiedział się, że jego umierająca parafianka osierociła dziecko, niewidomą dziewczynkę o której nie wiadomo nawet jak ma na imię. Dziecko zostało przyjęte – nie bez komplikacji – do jego wielodzietnej rodziny. Pastor poświęcił dużo czasu i uwagi nauczaniu Gertrudy (bo tak dano jej na imię w nowej rodzinie). Dziewczyna dorasta, a jej życie się zmienia – w ostatecznym rachunku na lepsze. Można powiedzieć, że to taka ot, ckliwa historyjka.
To trochę dziwi u Gide’a, który swoimi innymi dziełami (jak również stylem życia) zasłynął jako obrazoburca. Tym bardziej dziwiło, że „Symfonia pastoralna” była lekturą do wyboru w czasie kursu z literatury francuskiej Uniwersytecie Katolickim. I szczerze mówiąc wybrałam ją dlatego, że wydanie dostępne w księgarni zawierało w sobie „bryk” z omówieniem kontekstu, charakterystyki postaci, wartości moralnych, systemu religijnego itp.
Książka mnie jednak bardzo zaskoczyła – do tego stopnia, że pamiętam to do dziś. W tej, wydawałoby się prostej, fabule ukrytych jest mnóstwo pytań, na które trzeba sobie odpowiedzieć, i postaw, z którymi trzeba się skonfrontować. I to jest właśnie główny sens tej książki. Jest altruizm pastora i egoizm, z którym walczy jego żona. Są skomplikowane emocje i relacje, miłość pomiędzy wszystkimi osobami dramatu – w każdym przypadku inna. Można zaobserwować ewolucję prowadzącą od niezbędnego sprawowania pieczy do nadużywania władzy, w dodatku w kontekście patriarchalnego modelu rodziny, która jest mocno zaangażowana w wartości swojego religijnego wyznania (i każdy z tych aspektów można rozważać osobno). Ukazany jest wątek dziecka z ułomnością, które przy odpowiedniej opiece rozkwita i doskonale radzi sobie w świecie. Mnie osobiście najbardziej urzekły rozmowy Gertrudy z pastorem, w których chłonęła wiedzę o świecie, którego nie mogła zobaczyć. A on jej go opisywał w piękny, malowniczy sposób.
Żałuję tylko, że nie mam swojego arkusza egzaminacyjnego – bardzo jestem ciekawa, jak odbierałam te treści mając o połowę mniej lat niż teraz. A książkę przeczytam w najbliższym czasie jeszcze raz. Sprawdzę, czy nadal mnie zachwyca.
Czy polecam tę lekturę? Tak. Zwłaszcza jeśli ma się czas na spokojne czytanie, z przerwami na refleksję. Książka nie jest długa, wydana w formacie kieszonkowym ma (w oryginale) 107 stron. Została napisana prostym językiem. Czytałam rozczarowane recenzje mówiące o tym, że przekład na polski mógłby być lepszy. Nie wiem, nie czytałam po polsku. Ale myślę, że wartości w niej zawarte są na tyle głębokie i skłaniające do refleksji własnej, że nawet ewentualne niedoskonałości nie są w stanie tego zepsuć.