Niektórzy mówią, że wrzesień to nowy styczeń. Czas, kiedy wiele rzeczy się zmienia i zaczyna po wakacjach funkcjonować w innym trybie. Szansa na to, żeby funkcjonowało w trybie lepszym niż dotychczas. W moim trybie zawodowym jakoś zawsze łatwiej mi się funkcjonowało zgodnie z zasadami roku szkolnego niż kalendarzowego. Styczeń to nie jest dla mnie dobry czas ani na postanowienia, ani na wdrażanie zmian, ani na zastanawianie się nad osiągnięciami i planami na przyszłość. Pod koniec sierpnia mam też urodziny, więc tym bardziej jest to o wiele lepszy czas na robienie postanowień niż w Sylwestra. I zazwyczaj w tym czasie robiłam plany. Zawodowe, rozwojowe… W tym roku postanowiłam jednak – jak to mówiła Merida Waleczna – zerwać z tradycją, pisać swą własną historię i słuchać głosu serca. Postanawiam więc spełniać swoje marzenia – bo jak nie teraz, to kiedy? Marzenia duże i małe, ważne i takie służące tylko rozrywce. Bo to ważne.
Skąd taki pomysł? Zaczęło się od przeglądania niezrealizowanych planów. Jednym z nich był udział w zabawie-wyzwaniu szydełkowym, które odbywa się zawsze w maju. Podchodziłam do tematu już trzy razy i trzy razy mi się nie udało. Nie udało się dlatego, że maj po prostu nie jest dobrym czasem – w mojej firmie w tym czasie są inne zadania, na których trzeba się skupić. No ale skoro zabawa mi się podoba i chciałabym kiedyś ją zacząć i skończyć, to dlaczego miałby mnie ograniczać kalendarz i termin przez kogoś wymyślony? Dlaczego nie miałabym się cieszyć majem np. w październiku?
Kiedy przeglądałam zagadnienia tegorocznej zabawy, zwróciłam uwagę na bucket list. Doczytałam co to jest i uznałam, że to genialny pomysł na tu i teraz w moim życiu. Bucket list to nic innego jak lista marzeń. Niekiedy zwana listą rzeczy, które chcę/muszę zrobić przed – śmiercią, 50-tką, emeruturą… Co tam sobie kto wymarzy. Mi spodobał się pomysł z podzieleniem marzeń na obszary – rozrywki, podróże, osiągnięcia, kulinaria, plany zawodowe, rozwojowe itp. Przez sierpień spisywałam swoje marzenia. Niedokończone plany i działania. Rzeczy, których nigdy nie miałam odwagi spróbować, a które jeszcze są możliwe do zrealizowania (bo pewien realizm jednak trzeba w marzeniach zachować). Rzeczy, do których chciałabym wrócić, niekiedy po bardzo długim czasie. Rzeczy robione tylko dla frajdy, na które zawsze żałowałam czasu. Chcę mieć go więcej. To wymaga zmian, a zmiany nie są łatwe. Ale mocno wierzę, że się uda.
Niektórymi marzeniami będę chciała się z Wami podzielić. Inne zachowam tylko dla siebie. Ale każdego z Was zachęcam do zrobienia sobie takiej listy – we wrześniu, w styczniu, w marcu; kiedy tam Wam w duszy zagra. Nie po to, żeby była kolejną listą „to do” i powodem do samobiczowania ile jeszcze na niej zostało. Bo wtedy przyjemności staną się obowiązkami. Lista ma przypominać o marzeniach, o pięknie świata i o tym, że tyle wspaniałych dni jeszcze przed nami. Czego sobie i Wam mocno życzę.